piątek, 18 czerwca 2021

8 - Właściwe

 

ROZDZIAŁ 8

 

Właściwie

 

 

 

Boone

 

Boone nie miał dobrego przeczucia, kiedy Ryn poinformowała go, że jest w oddziale ślubnym Nordstrom.

Miał gorsze przeczucia, gdy podszedł do działu ślubnego w Nordstrom i zobaczył, wylegujące się na kanapach, różne członkinie Rockowych Lasek i całą Drużynę Marzeń.

Krótko mówiąc, były tam Indy, Roxie, Daisy i Shirleen z RL.

Oraz Ryn, Evie, Hattie i Pepper z DM.

Pepper wstała, ale nie miała na sobie sukni ślubnej.

Modelowała trencz.

„Tajna agentka!” - Daisy krzyczała w swoim wiejskim zaśpiewie - „Musimy ci znaleźć fedorę[1]!”

Oczy Boone’a błądziły i jeśli się nie mylił, to dzieciak Daisy chodził po podłodze z dwójką Lee i Indy oraz potomstwem Roxie.

Boone chciał mieć dzieci.

Chciał trójki, jak jego rodzina.

Choć nie samych chłopców. Gdyby miał wybór, byłaby przynajmniej jedna dziewczyna.

Jednak przyjąłby jakie, by były i nie byłby zawiedziony.

Kiedy by znalazł odpowiednią kobietę, chciałby mieć duży dom, w którym cały czas wiele by się działo. Chciał być zajęty sportem i recitalami, uczyć dzieci jeździć samochodem, pomagać im w odrabianiu prac domowych, a następnie w ukończeniu szkoły i ślubach, a wszystko to aż do emerytury.

Potem parkowałby tyłki swój i swojej kobiety przy każdym dzieciaku mieszkającym tam, gdzie by chcieli mieszkać, kupowałby dom z basenem, a jedyne, co by musiał robić, to utrzymywać basen w czystości i znosić dzieci, dające mu gówno o psuciu jego wnuków.

To byłoby piękne życie.

To był jego cel.

I to właśnie zamierzał zrobić. Dla niego jego rodziców…

I dla Jeb’a.

Ale to nie było jego teraz. To była Daisy i Marcus, Lee i Indy, a teraz Roxie i Hank.

To będzie jego później.

Odnalazł wzrokiem Ryn.

„Nie z braku szacunku, Daisy…” - mówiła Hattie - „…ale czy to nie zostało… zrobione?”

„Zdejmij trencz, masz pod nim skórę, tak. Zdejmij wierzch, a ona jest w trzyczęściowym garniturze i to też musi zdjąć, nie” – odpowiedziała Daisy.

„Podoba mi się” - oświadczyła Pepper.

„Hej!” - zawołała Ryn.

Zauważyła go, wstała z kanapy i ruszyła do niego.

Nie chciał pytać.

Ale musiał zapytać.

Jego wzrok przesunął się od stóp do głów i chociaż nadal robiłby to w tym przebraniu, wyszło mu - „Co do cholery?”

A stało się tak, ponieważ miała na sobie białą kamizelkę z głębokim dekoltem, białe spodnie, długie białe futro, złote sandały na wysokim obcasie i kowbojski kapelusz.

Uśmiechnęła się do niego - „Madonna. Teledysk do jej piosenki Music. Zmiażdżę to gówno w jednym z moich rutyn What a Feeling.”

To było tak, jakby mówiła kodem.

Odczytała jego zmieszanie i wyjaśniła - „Smithie przechodzi do rewii.”

„Co takiego?” - zapytał.

„Wyjaśnię później.”

Jeśli dobrze się bawiła ze swoimi dziewczynami, nie chciał wyciągnąć swojej karty Klubu Ekstremalnych Alf, ale był w sklepie ślubnym w Nordstrom, była słodka, tego dnia nie jadł i chciał zabrać ją na lunch.

Ale przede wszystkim chciał się wypierdalać z ślubnej części Nordstromu.

Zanim zdążył zapytać, jak długo to potrwa, Daisy odezwała się ponownie.

„Fantastycznie! Potrzebujemy perspektywy mężczyzny.”

O scenariuszu, w którym się obecnie znalazł, wiedział tylko jedno. Czegokolwiek potrzebowała od mężczyzny, on nie chciał być tym mężczyzną.

Daisy się zbliżała.

I robiła to, pytając - „Tak, czy chciałbyś zobaczyć, jak Pepper zdejmuje to wszystko: trencz, trzyczęściowy garnitur, aż do jakiejś spektakularnej bielizny?”

Pepper była przepiękna.

Nie tak jak Ryn, ale nie była trudna do oglądania.

„Nie odpowiadam na to pytanie” - oświadczył.

Ryn wybuchnęła śmiechem tak mocno, że wpadła na niego, odrzucając głowę do tyłu, a z nią kowbojski kapelusz.

Potem jej głowa opadła do przodu i spoczęła na jego ramieniu.

Zmienił swoją uwagę i zobaczył, że Daisy wygląda na nadąsaną, a była w tym dobra, co oznaczało, że Boone zrozumiał również, dlaczego Marcus Sloan żył dla dwóch rzeczy: żony i rodziny.

Ale jego uwaga znów się przeniosła, ponieważ wciąż słyszał śmiech Ryn, ale poczuł też, jak jej czoło odpada mu od ramienia, więc spojrzał na nią.

Jej oczy błyszczały, jej twarz była ciepła i oznajmiła - „To był wybór. Idealna odpowiedź, kochanie. To, że w ogóle nie odpowiadasz, a jednocześnie mówisz, że absolutnie chcesz patrzeć, jak Pepper rozbiera się z trencza i garnituru.”

A potem, z jakiegoś powodu, którego nie mógł pojąć, ponieważ znali się nawzajem, a on został postawiony w sytuacji, by coś powiedzieć, nie mówiąc, że będzie w porządku, kiedy będzie patrzył, jak jej przyjaciółka się rozbiera, natychmiast wybuchła wydaniem Myślę, że cię kocham Davida Cassidy.

Chociaż zaśpiewała tylko tę część, która zawierała te słowa:

Myślę, że cię kocham.

Poczuł to głęboko w brzuchu, wyraz jej twarzy, jak beztroska była w tym momencie w tym dziwacznym stroju, nachylając się do jego boku, jak wygodna była wpadając w tę piosenkę, chociaż musiał przyznać, że jej śpiewający głos nie był taki wspaniały.

To nie miało znaczenia.

Nie był pewien, czy kiedykolwiek widział coś tak pięknego.

„Myślę, że nauczę się breakdance” - powiedziała Hattie, a jej dziwaczne słowa wyrwały Boone’a z chwili.

„Proszę Smithiego o stroboskop” – powiedziała Pepper.

„Ktoś powinien zrobić coś z czarnym światłem” - powiedziała Evie.

„O mój Boże! Czarne światło byłoby takie fajne” - wykrzyknęła Roxie.

La Cage aux Folles” - oświadczyła Indy - „Pióra. Cekiny. Klatka dla ptaków spadająca z sufitu, w której jest jedna z was, dziewczyny.”

Na te ostatnie słowa Daisy straciła zainteresowanie Boone’em i gwałtownie odwróciła się w kowbojskim bucie na wysokim obcasie - „To jest cholernie gorące, siostro.”

„Rihanna, Parasol. Rosie the Riveter.” - Hattie wywoływała różne rzeczy, podskakując na swoim miejscu - „Donna Summer She Works Hard for the Money!” – zakończyła niemal wrzaskiem.

Boone ponownie spojrzał w bok i w dół na Ryn.

„Proszę, Boże, czy wyciągniesz mnie stąd?”

Uśmiechała się do niego.

„Całkowicie wiedziałam, że nie będziesz mógł tego znieść” – dokuczała. Potem owinęła obie ręce wokół jego bicepsa i ścisnęła - „Tylko muszę się przebrać, kupić to wszystko i możemy iść.”

„Jesteś głodna?” - zapytał, mając nadzieję, że tak jest.

„Tak” - odpowiedziała.

„Zamierzasz kupić futro?” - zapytał.

„Nie ma mowy” - odpowiedziała - „Evie postradałaby zmysły. To sztuczne. I to jest niesamowite. Więc zamierzam kupić sztuczny futrzany płaszcz.”

Nie był działaczem na rzecz praw zwierząt. Chociaż uważał, że każdy, kto je krzywdził, był szczególnym rodzajem potwora. Nie mógł pojąć koncepcji wielorybnictwa, podobnie jak zmuszania ich i innych ssaków morskich do występowania w małych basenach. Kiedyś widział film dokumentalny o jakimś ohydnym gównie, które ludzie robili niedźwiedziom, co sprawiło, że poczuł się mordercą uczciwym wobec Chrystusa. Czuł, że mógłby wysunąć argument, że Król Tygrys był prawdopodobnie najbardziej diabolicznie zjełczałym osobnikiem, jaki oddychał w ostatnim pokoleniu, i nie tylko za tę żałosną wymówkę dla ludzi traktowanych przez ludzi, ale przede wszystkim za to, co zrobił swoim zwierzętom. A Boone chciał psa i kota, bo lubił jedno i drugie.

Po prostu wiedział, badając Ryn po tym, jak Evie powiedziała, że ma w swoim życiu coś, co sprawiało, że potrzebowała dużo pieniędzy, więc tańczyła na kolanach, że Ryn była właścicielem rudery domu, który stał nieużywany. Nie miał pojęcia dlaczego. I mieszkała w mieszkaniu, które nie było tak przyjemnym miejscem, na jakie mogła sobie pozwolić z jej dochodów.

Wiedział, że to dlatego, że pomagała ze swoim bratanicy i bratankowi.

Ale kupno futra nie przywróciłoby jej finansów.

Wyrwała go z jego myśli, sięgając, by pocałować go w szczękę, zanim powiedziała - „Pozwól mi się przebrać. Zapłacę i pojedziemy.”

Pokiwał głową.

Pochyliła się, by odzyskać kapelusz, zanim ruszyła dumnie w stronę garderoby.

To futro było na wierzchu, ale nadal zamierzał ją w nim pieprzyć.

Ta myśl sprawiła, że otrząsnął się mentalnie, ponieważ każda inna myśl o Ryn dotyczyła tego, jak chciał ją pieprzyć, a nie uprawiał seksu w myślach tak często, odkąd skończył czternaście lat.

„Jak sprawy?”

To pytanie, zadane przez Indy, przykuło jego uwagę.

„Niepewne” - odpowiedział.

„Zawsze tak jest” - mruknęła Shirleen.

„Czy Ryn jest bezpieczna?” – zapytała Pepper.

„Absolutnie” - odpowiedział Boone.

Zauważył, że Pepper poczuła ulgę.

Zauważył też, że weteranki: Daisy, Indy, Shirleen i Roxie wymieniły porozumiewawcze spojrzenia.

Zignorował to wszystko i spojrzał na Evie.

„Mag spotka cię tutaj?” - zapytał.

Jej oczy zrobiły to, co robiły, gdy się uśmiechała, zmieniając się w odwrócone półksiężyce, to było urocze, a potem powiedziała - „Powiedziałam mu, gdzie jestem. Powiedział, że spotka się ze mną w domu.”

Boone by się założył, że tak.

„Myślę, że potrzebujemy listy” - Hattie rozmawiała z Daisy - „Dodaj Cabaret. Strój kocicy z cekinami do Britney Spears Oops!I Did It Again. Wszystko z występu Queen Bey’s Coachella. Balonową pupcię Lizzo od VMA.

„Stop, stop” - platynowa głowa Daisy była pochylona do telefonu, jej palce z łatwością przesuwały się po ekranie, niezależnie od długich szponów, które miała, a które były pomalowane na niebiesko z małymi srebrnymi gwiazdkami - „Nie mogę tak szybko. Nadal jestem w Oops.”

Na szczęście Ryn szybko się przebrała.

Wyszła ubrana w parę przyciętych, lnianych spodni 3/4 w kolorze khaki, obcisłą białą koszulkę i jasnobrązowe sandały na wysokim obcasie z mnóstwem pasków.

A Boone znów chciał ją przelecieć.

Pożegnała się z dziewczynami, kupiła swoje gówno, a Boone złapał torby, mówiąc jej, że pojadą jego samochodem na lunch, a potem wrócą po jej auto.

Byli na korytarzu, kiedy wymamrotała - „Nigdy wcześniej facet nie nosił moich toreb z zakupami.”

„Brzmi dla mnie, jakbyś nigdy nie miała faceta wartego gówna, więc to nie jest niespodzianka.”

Stał twarzą do przodu, patrząc, dokąd idą, nawet jeśli czuł na sobie jej spojrzenie.

„Podoba mi się twój strój” - powiedział do sali.

„Dzięki” - powiedziała cicho.

Jej ton sprawił, że spojrzał na nią.

Patrzyła na swoje stopy, ale podniosła rękę, żeby założyć włosy za ucho.

Ryn nieśmiała?

„Hej” - zawołał.

Skierowała na niego oczy.

A jej następne słowa były jeszcze bardziej miękkie.

„Nigdy wcześniej facet nie powiedział mi, że lubi mój strój.”

Zatrzymał się jak martwy. Jezu, kim byli nieudacznicy, z którymi spędzała czas?

Zatrzymała się z nim i odwróciła w jego stronę.

„Wiesz, że jesteś przepiękna” - oświadczył.

Musiała to wiedzieć, po tym, co robiła by zarobić na życie i jak dobrze sobie radziła finansowo, nawet jeśli większość tego rozdawała.

„Nie jestem trudna do oglądania.”

„Kathryn, jesteś kimś znacznie więcej. I masz styl.” - uśmiechnął się do niej - „Sztuczne futro popycha to. Nadal ty na to pracujesz.”

Oparła się o niego, tylko górną częścią ciała, kładąc rękę na jego klatce piersiowej i odchylając głowę daleko do tyłu.

Teraz chciał ją pocałować.

„Czy mówiłam ci dzisiaj, że cię lubię?” - zapytała.

Teraz naprawdę chciał ją pocałować.

„Nie” - odpowiedział.

„Lubię cię, Boone. Bardzo.”

Pieprzyć to, zamierzał ją pocałować.

Zrobił to, składając ją głęboko w ramionach, uderzając ją torbami i nie obchodziło go to.

Jej też nie.

Poszli na całość, ale kiedy usłyszeli pohukiwania i gwizdy, podniósł głowę.

Ale trzymał ją w ramionach. Miała swoje pod jego pachami i zaczepiła jego łopatki.

„Brother’s na kanapki?” - zapytał.

Skinęła głową.

Rozsunęli się, a on przełożył torby, żeby mieć wolną rękę. Oznaczało to, że mógł ją trzymać, gdy prowadził ją do Charger’a. I zrobił to.

Wciągnął ją do środka, zanim schował torby i wsiadł, uruchomił samochód i poprowadził ich do My Brother's Bar.

Podczas jazdy powiedziała mu, co oznacza rewia w Smithie’s i wtedy zrozumiał obecność w tym Daisy, ponieważ kiedyś była główną gwiazdą w Smithie’s, i rozumiał, że nadal od czasu do czasu była mentorem dla dziewcząt.

Był też cały za tą rewią.

Był za wszystkim, w czym Ryn nie musiałaby się rozbierać, a zwłaszcza nie musiała tańczyć na kolanach.

Może to wszystko znieść, ale to byłby jej wybór i jej projekt.

Więc tak, był za tym wszystkim.

Byli w Brother’s. Zamówiła kanapkę z indykiem, a on burgera Ralphie; mieli się podzielić krążkami cebuli, ale na początek wzięli gorący precel z kremowym serkiem jalapeños.

Miał przed sobą piwo, Ryn cydr i miał zamiar poruszyć sprawę Cisco.

Nie dotarł tam.

Ponieważ ona zaczęła pierwsza.

„Czy mogę… dziś po południu…” - wzięła oddech - „Masz wolne popołudnie?”

„Tak” - odpowiedział - „Całe twoje, kochanie.”

„W porządku. Chcę ci coś pokazać.”

„W porządku.”

„Więc zrobimy to po lunchu. Dobrze?”

Skinął głową, ale zrobił to, obserwując ją uważnie.

Ze swoimi dziewczynami wydawała się okej.

Śpiewając mu Davida Cassidy, wyglądała na pewną siebie.

Teraz wydawała się niepewna siebie, czego nigdy nie zauważył od niej, z wyjątkiem ostatniej nocy, kiedy postanowili spróbować.

„O czym myślisz?” - zapytał.

„Corinne nie żyje” - odpowiedziała.

Gówno.

Jak mógł o tym zapomnieć?

„Mała” - mruknął.

„To znaczy, to takie dziwne myśleć, że żyła zaledwie dwadzieścia cztery godziny temu i prawdopodobnie nie miała pojęcia. A kilka dni wcześniej ją widziałam. Złościłam się na nią. I bezpiecznie było być wściekłym, ponieważ jest młoda i witalna, i wiesz, był czas, żeby to przezwyciężyć. Była w swoim dużym, pięknym domu. I wrobiła mnie. Ale lubiłam ją. Była dobrym człowiekiem.”

„Nie powinnaś czuć się winna, że byłaś na nią zła, mała. Wrobiła cię i to nie było fajne.”

„Wiem.” - wyciągnęła rękę, wzięła cydr i wypiła łyk. Odstawiła je z powrotem na stół i skierowała na niego te niebieskie oczy - „Po prostu nie mogę przestać o tym myśleć. Ona i jej mąż bardzo się kochali, Boone. Sposób, w jaki na siebie patrzyli. To znaczy, ludzie tego nie rozumieją, alternatywny styl życia. Ale to, co widziałam, to dwie osoby, które mimo dość szalonych szans znalazły dla siebie odpowiednią osobę.”

„Tak” - zgodził się.

„Szczerze nie wiem, co on teraz zrobi.”

Boone wiedział, co ten facet zamierza zrobić.

„Będzie rozpaczał, a potem będzie miał nadzieję, że wróci do życia i znajdzie trochę szczęścia, nawet jeśli nigdy nie przestanie za nią tęsknić.”

Spojrzała na swojego drinka - „Tak, myślę, że to jest życie, ale jest do bani.”

Boone wyciągnął rękę na stole i zastukał w niego knykciami.

Spojrzała na niego, a on otworzył ją dłonią do góry.

Potem jej spojrzenie padło na niego, włożyła dłoń w jego i owinął wokół niej swoje palce.

„Nienawidzę mówić ci tego gówna, ale czasami nie ma powodu. Nie ma odpowiedzi. Bez powodów. Zdarza się złe gówno. Dzieje się naprawdę złe gówno. Poważnie złe gówno. Dobrzy ludzie, niewinni ludzie, niczego niepodejrzewający ludzie wpadają w to i to nie jest sprawiedliwe. To, co to jest, to życie. A jedyną obroną, jaką masz, jest żyć jak najlepiej, póki je masz.”

„Więc jesteś gorący i mądry” - zażartowała.

Uśmiechnął się do niej - „Trzymaj się mnie, pasikoniku. Pokażę ci drogę.”

Odwzajemniła uśmiech - „Założę się.”

Przynieśli ich precel i puścił ją, czekając, aż oderwie swój kawałek, zanim oderwał swój.

„Dziś wieczorem tańczę” - powiedziała, gdy on przeżuwał.

Po prostu na nią spojrzał.

„Tak jakby, wiesz…” - przerwała i zaczęła od nowa - „Po prostu byłoby fajnie, gdybyś znów spędził noc. Jeśli to nie jest dla ciebie ból.”

Spanie w dżungli roślin z nią wtuloną w niego i zapachem jej włosów na twarzy?

Kurwa, nie, to nie był ból.

„Po tym zrobimy to, co chcesz. Zabiorę cię do twojego samochodu. Wrócę do domu, wezmę prysznic, spakuję torbę, przyjdę do ciebie. Pomieszkamy, zrobimy kolację, zabiorę cię do pracy, przywiozę do domu i spędzimy noc.

Nie wyglądała na pewną i wyjaśniła dlaczego.

„Boone, nie czujesz się dobrze w Smithie’s” - zauważyła.

Tak, rzucił jej gówno w twarz z powodu jej pracy.

Albo część jej pracy.

„Wiem teraz, jak smakujesz, Ryn. Wiem, jak dobrze czuć twój tyłek w kroczu.” - wykrzywił usta - „Więc teraz, jak ten tyłek jest oficjalnie mój, po prostu nie tańcz na kolanach, a będzie dobrze.”

„Na pewno?” - zapytała.

Skinął głową i oderwał kolejny kawałek precla.

Wzięła swój, mówiąc - „Nic nie wspomniałeś o spotkaniu”.

Gówno.

To dlatego, że nie chciał.

Ale musiał.

Wprowadził ją pokrótce, zanim skończyli resztę precla, dostali świeże napoje, kanapki, krążki cebuli i klasyczną plastikową tacę z pysznościami, którą zawsze serwował Brother’s, a która zawierała pikle, żółte papryczki i tym podobne rzeczy.

„No cóż… nie do mnie należy mówić, w co wszyscy się pakujecie, ale teraz nie chodzi o Bretta. Przynajmniej nie tylko o niego. Chodzi o Corinne. I nie jestem zbyt pewna, czy te dwie dupki będą ciężko pracować, aby dowiedzieć się, kto odebrał jej życie.”

„Zamierzamy trochę poszperać, Ryn” - powiedział.

Nie ukrywała ulgi.

Kurwa jebana mać.

„I potrzebujemy w tym twojej pomocy” - ciągnął.

Ugryzła duży kęs swojej kanapki, ale kiedy usłyszała jego słowa, jej oczy rozszerzyły się i z pełnymi ustami zapytała - „Mojej?”

„Musimy wiedzieć, skąd Cisco wiedział, że Crowley prowadzi śledztwo w sprawie brudnych gliniarzy.”

Przeżuła, przełknęła i stwierdziła - „Och. Okej.”

Potem odłożyła kanapkę i natychmiast chwyciła torebkę, żeby wyciągnąć telefon. Przez chwilę Boone tylko patrzył.

Potem wyciągnął rękę i owinął palce wokół jej nadgarstka.

Znowu spojrzała na niego.

„Nie możesz tak po prostu do niego zadzwonić” - powiedział.

„Dlaczego nie?” - zapytała.

W tym momencie żałował, że nie mieszka w jakiejś oddzielnej strefie, biorąc pod uwagę, że wydawała się być blisko tego pieprzonego faceta, to nie było dobre pytanie.

„Nie powie ci przez telefon” - zauważył.

„Na pewno powie” - odpowiedziała.

„Ryn, on może pomyśleć, że ktoś słucha.”

„Boone, prawdopodobnie będzie miał nadzieję, że ktoś słucha, więc ktoś coś z tym zrobi, aby mógł wyjść z ukrycia.”

Wyjął jej telefon z palców, położył go na stole i zabrał rękę, robiąc to wszystko mówił - „Kiedy wyjdzie z ukrycia, mała, to znaczy, że wróci do handlu narkotykami, na serio, ponieważ jego gracze wciąż są na ulicy, po prostu nie mają swojego mrocznego władcy, który wykonuje ruchy, aby mieć pewność, że nie stracą zapasów.”

Zmarszczyła twarz, którą chciał pocałować. Ale nie zrobił tego, ponieważ musiała to zrozumieć. Więc trzymał się tego.

„Ma siedzibę główną i cały kwartał bloków wokół niej, potrząsa każdym właścicielem firmy, aby uzyskać pieniądze za ochronę, chociaż prawdopodobnie nie potrzebowaliby nikogo, kto chroniłby ich firmę, gdyby nie robił swoich interesów blisko ich. Znany jest z tego, że chwytał w swoje ręce broń i ją sprzedawał. Wyprowadza pieniądze ze swojego sklepu. Udziela pożyczek na bardzo wysoki procent i robi się paskudny, gdy nie otrzymuje zapłaty. Mówię tylko, że jeśli on wróciłby do służby, Ryn, to nie będzie dobrze.”

„Rozumiem, Boone, i wszystko to jest złe. To też rozumiem. Żeby gliniarze mogli go złapać za to, co robi, a nie za to, czego nie zrobił.”

Boone słyszał to niedawno.

Wziął swojego burgera.

„Chcesz, żebym do niego zadzwoniła?” - zaoferowała.

Spojrzał na nią znad swojej coli – „Tak, chcę, żebyś do niego zadzwoniła, ale nie, kiedy jesteśmy w barze. I nie chcę, żebyś pytała go przez telefon. Chcę, żebyś sprawdziła, czy gdzieś się z tobą spotka. Gdzieś, gdzie będzie dla niego bezpiecznie. I chcę, żebyś mu powiedziała, że będę u twego boku, kiedy się spotkamy.”

„Dobrze. Spoko. Zrobimy to w drodze do następnego miejsca” – powiedziała od niechcenia i chwyciła krążek cebulowy.

Patrzył, jak pokryła go mocno keczupem, zanim go ugryzła.

I, Chryste.

To robiło się trochę dziwaczne.

Nigdy w życiu tak nie myślał, ale był facetem od przypraw. Keczup. Musztarda. Majo. Sos chrzanowy. Soja. Smakował. Lubił to wszystko.

I nie przyprawiał lekko.

„Co?” - zapytała - „Lubię keczup”.

Zauważyła, że to zauważył.

Więc złapał krążek, sięgnął do jej stosu keczupu i okrył go grubą warstwą, zanim włożył do ust.

Uśmiechnęła się do niego.

Nie.

Nie dziwaczne.

Właściwe.

Nie wpadli w nic ciężkiego, gdy kończyli jedzenie i picie.

Ale jedli na zapleczu.

I kiedy wychodzili, spojrzał na bar we frontowej sali.

Tam zobaczył mężczyznę pijącego piwo, tego samego, który szedł do samochodu na parkingu centrum handlowego Cherry Creek, kiedy szli do Chargera Boone’a.

Cholerne gówno.

Ledwo ruszyli, a Ryn dała mu instrukcje, by wjechał na Speer, zanim powiedział – „Cisco przez telefon, mała. I powiedz mu, że tu jestem i włączysz głośnik.”

Wyjęła telefon z torby, zadzwoniła, ale zostawiła wiadomość, a kiedy skończyła, zaczęła stwierdzać oczywiste - „Nie odbiera…”

Jej telefon zadzwonił, zanim skończyła.

Odebrała telefon z „Cześć”. Następnie - „Hej, Brett. Słuchaj, Boone jest tutaj…” - i mężczyzna wiedział - „…i chce, żebyś był na głośniku. Czy to ci odpowiada?” - Przerwa przed - „Okej, super. Teraz włączę głośnik.”

Zobaczył, jak trzyma między nimi telefon.

I natychmiast zapytał - „Masz mężczyznę na Ryn?”

„Oczywiście” - odpowiedział Cisco.

„Co?” - Ryn odetchnęła.

„Corinne zginęła.” - stwierdził Cisco - „Nie zaryzykuję z moimi dziewczynami”.

Boone poczuł, jak jego palce zaciskają się na kierownicy, gdy puls bije mu w skroni.

Jego dziewczyny?

„Mogą się wycofać, Cisco” - warknął Boone.

„Dwie kobiety nie żyją. Jak powiedziałem, nie ryzykuję” - odpowiedział Cisco.

„Nasze dziewczyny są chronione” - stwierdził Boone.

Ryn odczytywała jego nastrój, którego prawdopodobnie nie można było przegapić, więc powiedziała - „Brett, to słodkie. Ale tak naprawdę nie jest to konieczne. Za plecami mamy komandosów.”

„Nie kryłem Corinne. Nie sądziłem, że będzie celem. Nie mogę powiedzieć, że wszystko się działo, ale mogę powiedzieć, że popełniłem błąd tylko raz” - odpowiedział Cisco.

„Corinne nie miała mężczyzny, który chronił syna szejka, kiedy wydostawał się z niestabilnej sytuacji ze swoim plemieniem, siedzącego obok niej w samochodzie lub śpiącego obok niej w jej łóżku.” - odpowiedział Boone - „Powiedz im, żeby się odsunęli”.

„Uratowałeś syna szejka?” - zapytała Ryn.

„Później, mała.” - mruknął Boone.

„Czy to nie sytuacja, w której więcej jest lepsze?” - zapytał Cisco.

„Masz kobietę?” – zapytał Boone.

„Jeszcze nie” - podzielił się Cisco.

„Kiedy będziesz miał, powiedz mi, czy chcesz mieć przy niej innego mężczyznę, o którym nie wiesz.”

Wcześniej zapadła cisza - „Rozumiem”.

„Powiedz mu, żeby ustąpił, a jeśli masz mężczyzn na innych, też mogą wybrać się na wędrówkę.”

„Wykonam kilka telefonów. Czy to to?”

„Nie” - powiedział Boone - „Musimy się spotkać.”

Odpowiedziała cisza.

„To nie jest układ” - zapewnił go Boone - „Możesz sobie wyobrazić, że jestem podkręcony po tym, jak przyjaciółka Ryn została stracona, a gliny były na jej progu dwanaście godzin później.”

„Człowiek, którego miałem na Ryn, to tylko środek ostrożności.” - powiedział Cisco - „Ona nie ma z niczym wspólnego. Corinne nie była taka sama. Była moim adwokatem. Byłem w jej domu dwie noce temu. Jak powiedziałem, po prostu nie ryzykuję.”

„Nie o tym chcę z tobą rozmawiać.”

Więcej ciszy.

Ryn ją złamała.

„Chcą ci pomóc, Brett.”

„Nie jestem nieświadomy, że pięciu gliniarzy siedziało dziś rano na spotkaniu w barze Delgado, Sadler” - powiedział Cisco.

I oni też byli obserwowani.

„Wciągnąłeś w to kobiety, Cisco” - odparł Boone - „Teraz wkraczamy i musimy lepiej uchwycić to, w co brniemy.”

„To jest dzielenie włosa na czworo, ale tak naprawdę to brat Evie wciągnął w to kobiety” - odpowiedział Cisco.

„Ten dupek ich nie porwał, a także nie kazał Corinne Morton zaaranżować jednej z nich, aby przyszła do jej domu na pogawędkę. Jeśli są tam brudni gliniarze, oficjalnie ostatniej nocy, Ryn znalazła się na ich radarze. I możesz sobie wyobrazić, że to mnie nie uszczęśliwia.”

„Rozumiem, że połączyliście się zeszłej nocy” - zauważył Cisco.

Boone zerknął na Ryn. Wzruszyła ramionami, niewerbalnie dając znać, że „podzieliła się” całkiem sporo z Cisco. Przyjaźń z przestępcą.

Jezu.

„To, co rozumiesz, nie ma znaczenia” - powiedział mu Boone.

„Ochronny” - powiedział Cisco - „Pochwalam.”

Boone zwalczył szyderstwo.

„Brett, powinieneś porozmawiać z Boone’m” - zachęciła Ryn.

„Mają to, co muszą wiedzieć” - odpowiedział Cisco.

„Nawet nie blisko i dobrze o tym wiesz, człowieku” - powiedział Boone.

Cisco nie odpowiedział.

„To oni, prawda?” - Boone pchnął - „Nie masz mężczyzny na Rynie, ponieważ podejmujesz środki ostrożności. To Mueller i Bogart. Masz mężczyznę na Ryn, ponieważ pojawili się dziś rano w jej drzwiach.”

Uzyskał odpowiedź na swoje pytanie bez uzyskania odpowiedzi na swoje pytanie.

„Spotkam się z Ryn lub Evie” - oświadczył Cisco - „Nikt inny. Mogą mnie nagrać. Ale bez drutu. I masz moje zapewnienie, że przyjdą bezpiecznie i bezpiecznie odejdą.”

Zanim Boone zdążył powiedzieć słowo, Ryn powiedziała mu - „To będę ja, Brett”.

„Chcę tam być z nią, a ty masz moje zapewnienia, że wejdę i będziesz bezpieczna, odejdziemy, a ty nadal będziesz bezpieczna” - wtrącił Boone.

„Tylko Ryn.”

Kurwa!

Głos Cisco zmienił się znacząco, kiedy powiedział następne.

„Nie skrzywdziłbym jej, Sadler. Po prostu nie zrobiłbym tego. Nie pozwolę i nie pozwoliłabym nikomu innemu. Wiem, że to nie jest dla ciebie wiele warte, ale ona dla mnie jest wiele warta i możesz na to liczyć. Masz moje słowo.”

Poczuł, jak palce Ryn zaciskają się na jego udzie. Spojrzał na nią i z powrotem na drogę.

„Będziemy mieć ludzi blisko” - burknął.

„Załatwię to i zadzwonię do Ryn” - powiedział Cisco - „Do tego czasu bądźcie bezpieczni.”

„Cokolwiek” - mruknął Boone.

„Będziemy” - powiedziała Ryn szybko dodała - „Do widzenia, Brett. Do zobaczenia wkrótce.”

Rozłączyła się i powiedziała pospiesznie, ponieważ byli blisko zakrętu - „Musisz skręcić w prawo na Logan”

Boone nie powiedział ani słowa, po prostu zmienił pasy.

„On mnie nie skrzywdzi, Boone” - powiedziała cicho Ryn.

„Jesteś tak blisko tego, jak chcę, żebyś była” - powiedział jej Boone - „Takie bycie pośrednio zaangażowaną to przeszłość. Ale musimy wiedzieć, co on wie. Więc nadal jesteś. I nie jest mi z tym dobrze.”

„Kiedy się podzieli, będziesz to mieć i możesz wziąć tę piłkę i biec z nią, a ja wyjdę z gry.” - zapewniła.

Miał taką nadzieję.

„Myślisz, że Mueller i Bogart stanowią dla mnie zagrożenie?” - zapytała.

„Nie” - odpowiedział.

Chociaż pomyślał, że gdyby wiedzieli, że ma numer Cisco i spotyka się z nim na kolejną pogawędkę, to by to zrobili.

Chryste.

Ryn odpuściła, dał mu więcej wskazówek, ale wiedział, dokąd jadą, zanim tam dotarli.

Kupa cegieł składająca się na dom, którego była właścicielem, ale w którym nie mieszkała, głównie dlatego, że nie dało się w nim zamieszkać.

Zaparkował i spojrzał na niego.

Z przodu rosły dwa duże drzewa, które poważnie trzeba było ściąć, zarośnięte żywopłoty, a jedyną rzeczą, która była uporządkowana, był trawnik, który najwyraźniej albo skosiła, albo zleciła to komuś innemu.

Wysiedli z jego samochodu i podeszli połamanym, popękanym chodnikiem.

Ryn wyjęła klucze i wpuściła ich.

A kiedy weszła, przeszła przez mrok i zapaliła stojącą lampę bez abażuru, co pokazało mu, że wewnątrz jest gorszy niż na zewnątrz.

Nie tylko źle wyglądał, ale i brzydko pachniał. Dawny właściciel najwyraźniej miał koty.

Około pięćdziesięciu.

„To jest moje” - oznajmiła Ryn.

Złapał jej spojrzenie i przyznał - „Wiem.”

Zajęło jej trochę czasu, by to przetworzyć, a on był zaskoczony i całkiem cholernie zadowolony, że odpuściła.

„Odnowię to” - powiedziała.

Patrzył na nią.

Uniosła obie ręce przed siebie, zaczynając się odwracać, rozkładając ramiona, instruując - „Wizualizuj”.

Nie wizualizował sobie gówna. Obserwował ją.

Nie.

Nie mógł oderwać od niej oczu.

„Już przyszedł facet…” - powiedziała - „…i powiedział mi, że to musi zostać…” - uderzyła w ścianę - „…ale to może być kolumna. Reszta może być zburzona, otwierając salon, kuchnię i jadalnię w jeden wielki pokój.”

Odwróciła się do niego.

„Mam już żyrandol, który zamierzam powiesić w jadalni i płytki do kuchni. Jest w dodatkowej sypialni w moim mieszkaniu. Znalazłam też tę świetną płytę na wyspę. Mama ma ją w swoim garażu. Kwarc. Zrobię dwa różne rodzaje. Jeden na wyspie. Kolejny na blatach. Jednak nie znalazłam jeszcze tej drugiej płyty.”

Wskazała korytarzem.

„Są cztery sypialnie, ale nie do końca. Jeden jest bardziej jak pokój, w którym nawet ciotka i wujek Harry’ego Pottera nie chcieliby go umieścić. Ale dla domu tej wielkości, będzie to zabójcza garderoba. Nieoczekiwany bonus w tej okolicy dla potencjalnych nabywców.”

Przekręciła się i wskazała przez drzwi, za którymi mógł zobaczyć więcej, niż chciał, brudnej, przestarzałej kuchni.

„Podwórko jest ogromne. Żywopłoty po bokach zapewniają prywatność. Zrobię taras z kamiennych płyt z wbudowanym okapem, wstawię francuskie drzwi do kuchni, żeby to było jak dodatkowy pokój. Dodam też wbudowany kominek.”

„To dużo pracy, kochanie” - powiedział ostrożnie.

Nie wyglądała na zaniepokojoną ani złą, zwrócił uwagę na oczywiste.

Wyglądała na podekscytowaną i brzmiała tak, kiedy powiedziała - „Wiem”.

Potem podeszła do niego, blisko niego, ale go nie dotknęła.

Po prostu odchyliła głowę do tyłu, jej długie blond włosy opadły jej na plecy i przemówiła.

„Ale plan jest taki, żeby to zrobić, zrobić większość samemu, sprzedać, a ceny możliwych nieruchomości w tej okolicy są teraz o dziewięćdziesiąt do stu tysięcy wyższe niż to, po co dałam za to miejsce. Potrzeba trochę gotówki, żeby to było możliwe, ale nie więcej niż od dziewięćdziesięciu do stu tysięcy. Zarobię na tym trzydzieści do czterdziestu tysięcy. Połowę zysku zainwestuję w inną nieruchomość. Zwróci się to o wiele szybciej, jak wykorzystam dodatkowe pieniądze i nadwyżkę, której nie wydaję z własnych zarobków na wciąganie załogi. Po tym, jak to wyładuję, podwoi się, zbuduję moją załogę i mogę mieć dwa na raz w biegu, wybierając kolejny za każdym razem, gdy sprzedam jeden. A potem miej trzy w biegu. I tak dalej.”

Podeszła jeszcze bliżej. Niemal czuł, jak jej piersi muskają jego klatkę piersiową, ale wciąż go nie dotykała.

I ściszyła głos.

„Siedzę w tym domu od prawie roku, Boone. Pieniądze przychodziły i trafiały do Angeliki. Albo Briana. Nie w to miejsce. Moje mieszkanie jest w porządku, ale nie mieszkam tam, bo to lubię. Mieszkam tam, bo jest tanio, a pracuję w Smithie’s, bo chcę, żeby to była moja przyszłość. Kupowanie domów, odnawianie ich, sprzedawanie. I potrzebuję pieniędzy, żeby to się stało. A teraz, dzięki tobie, mogę.”

Czy słyszał to, co myślał, że słyszy?

„Czy to wdzięczność, mała?” - zapytał.

„Tak, Boone.”

Nigdy w życiu nie pomyślał, że będzie chciał obcować z kobietą na śmietniku, który pachniał kocimi sikami.

Ale po tym, jak powiedziała te dwa słowa, po tym, jak zobaczył, jak wykłada mu swoje marzenie, wziął ją w ramiona i całował Ryn z języczkiem w jej śmietniku, który pachniał kocimi sikami.

Kiedy zerwał, była przyklejona do niego i żadne z nich nie puściło.

„Myślisz, że jestem szalona?” - zapytała.

„Żadne marzenie nie jest szalone, Ryn. Martwię się, że nie wiesz, co robisz, ale myślę, że zanim to zrobisz, zrozumiesz to lub znajdziesz kogoś, kto może pomóc.”

Skinęła głową.

„A ja jestem kimś, kto może pomóc.”

Poczuł, jak jej ciało wchodzi głębiej w jego, i uśmiechnęła się.

Dobry Jezu, cały czas chciał ją pieprzyć.

„Wrócę jutro z rozwałką” - oświadczyła.

„Muszę jutro pracować, mała. Spokojnie. Ale w weekend jestem tutaj. A jeśli uda mi się załatwić trochę wolnego, jestem tutaj. Jesteś z tym spoko?”

„Nie przyprowadziłam cię tutaj, żeby cię prosić…”

„Jestem członkiem Klubu Ekstremalnych Alf, kobieto. Myślisz, że nie świruję na pomysł demolowania gówna, przycinania żywopłotów i fugowania płytek?”

Zaczęła się śmiać.

„Teraz tak niesamowite, jak to jest” - ciągnął - „Naprawdę potrzebuję, żebyś przeprowadziła mnie przez to, pokazując mi, co myślisz, i zrobiła to szybko, żebyśmy mogli się stąd wydostać, zanim zwymiotuję z powodu smrodu.”

„Dywan wyleci pierwszy” - odpowiedziała.

„Słowo” - zgodził się.

Znowu zaczęła się śmiać.

Zatrzymała się, by przechylić głowę na bok i zapytała - „Okej, Boone, syn szejka?”

Dotknął jej ust swoimi ustami, powiedział - „Później”, a potem oderwał się od niej, wziął ją za rękę i rozkazał - „Pokaż mi, gdzie chcesz francuskie drzwi”.

Posłała mu szeroki uśmiech z jasnymi, lśniącymi niebieskimi oczami.

A potem pokazała mu, gdzie chce mieć drzwi na taras.


 



[1] Kapelusz filcowy - w stylu męskim lub podobny

7 komentarzy: